Łowiectwo w Czechach
Czechy stoją przed ważną reformą prawa łowieckiego. Obecny system zarządzania łowiectwem, wywodzący się jeszcze z czasów komunistycznych, budzi coraz większe kontrowersje. Właściciele terenów prywatnych alarmują, że nie mają realnej możliwości sprzeciwić się polowaniom na swoim terenie – nawet jeśli nie godzą się na nie z powodów światopoglądowych czy etycznych. Jednocześnie problemem są szkody w uprawach powodowane przez dzikie zwierzęta, ale odszkodowania dla rolników (i właścicieli prywatnych lasów) są bardzo trudne do wyegzekwowania. Czeski rząd przygotował nowelizację ustawy łowieckiej, która miała wzmocnić prawa właścicieli nieruchomości i zredukować szkody, jednak silny opór tym zmianom stawia środowisko myśliwych. Poniżej przyglądamy się głównym wątkom tej debaty. Tekst przygotowaliśmy na podstawie informacji, które otrzymaliśmy bezpośrednio od ASZ (Stowarzyszenia Rolnictwa Prywatnego Republiki Czeskiej) korzystaliśmy też ze strony Zrównoważone Łowiectwo oraz informacji czeskiego Ministerstwa Rolnictwa.
Relikt komunizmu: obwody łowieckie ponad wolność właścicieli
Podobnie jak w Polsce, czeskie prawo łowieckie opiera się na koncepcji obwodów łowieckich tworzonych z gruntów prywatnych i publicznych. Każdy taki obwód (po czesku zwany honitba) musi mieć co najmniej 500 hektarów powierzchni (w Polsce obwód łowiecki musi mieć co najmniej 3000 ha powierzchni). Jeśli pojedynczy właściciel ziemi w Czechach ma ponad 500 ha terenów łownych, może utworzyć własny prywatny obwód łowiecki i samodzielnie wydzierżawić go myśliwym. Zdecydowana większość właścicieli nie dysponuje jednak tak wielkimi areałami – ci z mniejszymi gruntami są zrzeszani przymusowo w tzw. honitbach wspólnotowych tworzonych przez sumowanie sąsiadujących działek. Można ten mechanizm porównać do polskiej instytucji wspólnoty mieszkaniowej (właściciel lokalu z mocy prawa jest członkiem wspólnoty mieszkaniowej i musi wspólnie z innymi właścicielami podejmować decyzje dotyczące utrzymania całego budynku). Bardzo podobne mechanizmy regulacji łowiectwa, opierające się o wspólnotę właścicieli gruntu, występują również w innych krajach europejskich (np. w Słowacji, Niemczech, Francji, Estonii - chociaż oczywiście rozwiązania te różnią się między sobą w szczegółach i uprawnieniach dla właścicieli).
Średnia wielkość obwodu łowieckiego w Czechach to około 1200 ha. Taki system znacząco ogranicza prawa pojedynczych właścicieli. Po włączeniu ziemi do honitby jej właściciel praktycznie traci kontrolę nad gospodarką łowiecką na swoim terenie. Formalnie właściciele gruntów w honitbie wspólnotowej mogą brać udział w zgromadzeniach takiego zrzeszenia, ale o wpływy jest trudno – decyzje zapadają większością głosów ważonych według wielkości areału (jeden hektar to jeden głos). W praktyce lokalne koła łowieckie często dominują w tych wspólnotach, wykorzystując system pełnomocników i przewagę głosów pochodzących od właścicieli dużych działek. Eksperci opisują te zrzeszenia jako „pseudodemokratyczną przykrywkę” – myśliwi de facto kontrolują obwód, choć korzystają z cudzych gruntów. Mniejsi właściciele nie są w stanie nic przeforsować i muszą godzić się na polowania, na które nigdy nie wyrazili zgody.
Co więcej, obecne prawo nie daje prostej ścieżki, by wyłączyć swój teren z obwodu łowieckiego. Teoretycznie właściciel może wnioskować, by jego działkę uznano za teren niełowny, na którym polować nie wolno – ale władze samorządowe starają się temu wszelkimi sposobami przeciwdziałać. Granice obwodów łowieckich ustanowione 20 lat temu są w praktyce niezmienne, a jedyna możliwość „ucieczki” to przepisanie gruntów do innej honitby, co wymaga zgody sąsiadów i również jest mało realne. W rezultacie właściciele – nawet ci, którzy ze względów etycznych sprzeciwiają się zabijaniu zwierząt – nie mają realnego prawa weta. Ich ziemia może być regularnie penetrowana przez obcych ludzi z bronią, a oni sami nie otrzymują z tego tytułu żadnych korzyści.
Porównując to do sytuacji prawnej w Polsce można zauważyć główną różnicę: w Czechach przynajmniej deklaratywnie uznawane jest prawo własności posiadacza terenu (chociaż potem i tak jest on zmuszany do uczestnictwa w honitbie wspólnotowej), a w Polsce prywatna ziemia jest po prostu obejmowana obwodem łowieckim bez jakiegokolwiek udziału właścicieli w tej procedurze (i w pewnym sensie wręcz bez ich wiedzy), a następnie wydzierżawiana myśliwym przez starostów lub Lasy Państwowe. Co prawda wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2014 r. uznał taką sytuację za bezprawną, ale nowelizacja polskiego prawa łowieckiego z 2018 roku wprowadziła rozwiązania iluzoryczne – możliwość zgłaszania „uwag”, których sejmiki i tak nie uwzględniają. Natomiast w Polsce prywatni właściciele mogą przynajmniej złożyć w starostwie oświadczenie zakazujące polowań na swojej ziemi i chociaż to rozwiązanie ma liczne wady i nie jest dostępne dla osób prawnych, to i tak stanowi precedens w regionie. W Czechach podobnej ochrony praw własności wciąż brakuje, co jest przedmiotem ostrej krytyki ze strony organizacji społecznych.
Miliardowe szkody, iluzoryczne odszkodowania
Z perspektywy rolników i właścicieli prywatnych lasów obecny model łowiectwa w Czechach zawodzi także ekonomicznie. Myśliwym zależy na utrzymywaniu populacji jeleni, saren, dzików czy mulfonów na bardzo wysokim poziomie, żeby mieli do czego strzelać (również w formie polowań komercyjnych). Jednak według naukowców, w wielu regionach Czech liczebność dzikich zwierząt pozostaje w rażącej nierównowadze z możliwościami środowiska – w efekcie rolnicy skarżą się na szkody w uprawach, a właściciele lasów na zgryzanie sadzonek przez jelenie i sarny. Tymczasem system odszkodowań za szkody łowieckie jest skrajnie nieefektywny. Zgodnie z prawem odpowiedzialność za wypłatę odszkodowania spoczywa na dzierżawcy lub użytkowniku honitby (zwykle lokalnym kole łowieckim). W praktyce dochodzenie rekompensaty bywa drogą przez mękę. Poszkodowany rolnik czy leśnik najpierw musi porozumieć się z kołem myśliwych co do wysokości odszkodowania – co często kończy się sporem. Jeśli myśliwi nie chcą dobrowolnie zapłacić, pozostaje tylko droga sądowa, ciągnąca się latami.
„Nie zostaje poszkodowanemu nic innego, jak zwrócić się do sądu. To trwa 2–3 lata, zanim zapadnie wyrok – i to jeszcze z niepewnym rezultatem” – napisali nam przedstawiciele czeskiego związku rolników.
W efekcie większość poszkodowanych w ogóle rezygnuje z dochodzenia roszczeń. Potwierdzają to dane: podczas gdy według rolników szkody należałoby liczyć w miliardach koron, to faktycznie wypłacane odszkodowania sięgają zaledwie 40-50 milionów koron rocznie (czyli około 7-9 milionów złotych). Świadczy to o trudności i daremności egzekwowania odszkodowań od czeskich myśliwych w obecnym systemie.
Porównaj: wyniki monitoringu dotyczącego wysokości odszkodowań w Polsce
Nieskuteczność mechanizmu odszkodowawczego zniechęca właścicieli do współpracy z myśliwymi. Wielu rolników w Czechach czuje się pozostawionych samym sobie – muszą znosić obecność obcych ludzi polujących na ich ziemi, a gdy zwierzyna wyrządzi straty, na odszkodowanie nie mają co liczyć bez kosztownej batalii prawnej. Ten asymetryczny układ narusza ich prawo do ochrony własnego mienia. Nic dziwnego, że organizacje rolnicze i ekologiczne od lat domagają się zmiany prawa.
Planowana reforma: wzmocnienie praw właścicieli i opór myśliwych
Pod presją tych problemów czeskie władze przygotowały nowelizację ustawy o myślistwie. Projekt, opracowany przez Ministerstwo Rolnictwa, został przyjęty przez rząd w czerwcu 2024 roku i obecnie wciąż czeka na procedowanie w czeskim Parlamencie. Cele reformy są zbieżne z postulatem licznych środowisk (leśników, rolników, przyrodników, a nawet części myśliwych): zmniejszyć populacje dzikich zwierząt do poziomu równowagi z zasobami środowiska oraz zagwarantować właścicielom ziemi większy wpływ na to, co dzieje się na ich gruntach.
Główne założenia nowelizacji koncentrują się na kilku obszarach:
-
Większe prawa dla właścicieli gruntów łowieckich. Projekt zmniejsza minimalną powierzchnię honitby z 500 do 250 ha, co umożliwi tworzenie mniejszych obwodów (przypomnijmy: w Polsce minimalna wielkość obwodu to 3000 ha). Dzięki temu więcej właścicieli (zwłaszcza lasów) będzie mogło tworzyć samodzielne obwody lub skuteczniej egzekwować swoje racje w ramach honitby wspólnotowej. Dodatkowo wprowadza się uproszczony tryb dołączania nowych członków do wspólnoty właścicieli obwodu – dotychczas wymagało to zgody walnego zgromadzenia, co blokowało udział „niepożądanych” osób. Nowela wprowadza też obowiązkowe zatwierdzanie rocznych sprawozdań finansowych kół łowieckich (co ma ukrócić nadużycia finansowe).
Nowym rozwiązaniem, zaskakującym z polskiej perspektywy, jest tzw. nároková povolenka, czyli specjalne zezwolenie na samodzielny odstrzał zwierzyny dla gospodarzy posiadających co najmniej 30 ha ciągłych gruntów. W zamyśle ma to umożliwić np. większym rolnikom samodzielne odstrzały na własnym polu (odciążając ich od szkód), nawet jeśli pole leży w cudzym obwodzie.
Tutaj należy wyjaśnić, że w Czechach od dawna nie ma monopolu jednej organizacji łowieckiej. Myśliwi ze zdanym państwowym egzaminem (zkouška z myslivosti) mogą zrzeszać się w swoich lokalnych organizacjach i dzierżawić obwody łowieckie od wspólnot właścicieli nieruchomości. W Polsce quasi-państwowe zrzeszenie Polski Związek Łowiecki ma monopol na zabijanie zwierząt w ramach gospodarki łowieckiej, a przy tym pozostaje praktycznie poza kontrolą państwa a domaga się jeszcze mniejszej kontroli i jeszcze większych przywilejów. -
Nowy system planowania odstrzałów i monitoringu zwierzyny. Reforma chce odejść od krytykowanej praktyki corocznych spisów zwierzyny dokonywanych przez koła łowieckie (nawet sami myśliwi przyznają, że te dane są często zaniżane i „wymyślone”). Kwoty odstrzału mają być ustalane na podstawie wskaźników uszkodzenia lasu w danym obwodzie – niezależnie od jego powierzchni czy liczby myśliwych: im więcej szkód od zwierzyny, tym większy odstrzał musi zostać wykonany. Dodatkowo wprowadzony zostanie centralny elektroniczny rejestr pozyskania zwierzyny – każdy upolowane zwierzę będzie zgłaszane w aplikacji i ewidencjonowane. Ma to ukrócić zatajanie części odstrzałów czy nielegalny ubój i zapewnić transparentność gospodarki łowieckiej.
-
Głównym założeniem zmian jest obniżenie populacji dzikich zwierząt. Rząd argumentuje, że zdrowsza równowaga między zwierzętami a środowiskiem jest konieczna, by czeskie lasy mogły stać się bardziej różnorodne i odporne, a pola – mniej narażone na straty. Według tej narracji, nowelizacja ma zatem przynieść korzyść „większości społeczeństwa, nie tylko myśliwym”.
Oczywiście dla nas, z punktu widzenia organizacji uważającej zwierzęta za istoty czujące, którym należy się ochrona i szacunek, postulat radykalnego „obniżenia populacji” (czyli mówiąc wprost: zabicia dziesiątek tysięcy zwierząt) jest kontrowersyjny i dziwimy się, czemu „przywracanie równowagi” w przyrodzie nie zacząć chociażby od reintrodukcji i mocniejszej ochrony dużych drapieżników czy zakazu dokarmiania dzikich zwierząt. Istnieją też nieletalne środki pomagające kontrolować populacje (np. antykoncepcja) oraz liczne metody zabezpieczania upraw (również leśnych) przed dzikimi zwierzętami, chociażby akustyczne odstraszacze.
Projekt poparło szerokie grono instytucji i organizacji, od Ministerstwa Rolnictwa i rządu, przez stowarzyszenia leśników i właścicieli ziemskich, po przyrodników i ornitologów, a nawet towarzystwa ubezpieczeniowe. Przeciwko opowiada się jednak stanowczo Českomoravská myslivecká jednota (ČMMJ) – największe zrzeszenie myśliwych w Czechach, liczące ok. 60 tys. członków. Kierownictwo ČMMJ od początku krytykuje reformę, zarzucając jej „niszczenie tradycyjnego łowiectwa” i zbyt dalekie ustępstwa na rzecz właścicieli. Myśliwi obawiają się przede wszystkim zmniejszenia areałów obwodów łowieckich: według nich 500 ha to i tak minimum konieczne do prowadzenia gospodarki łowieckiej, a podział obwodów na mniejsze doprowadzi do chaosu, przerw w polowaniach i odpływu ludzi z kół łowieckich. ČMMJ straszy, że nowelizacja zahamuje napływ młodych myśliwych, zarzucając reformatorom niezrozumienie idei „opieki nad zwierzyną”.
Środowiska myśliwych mobilizują także polityków do blokowania zmian. W grudniu 2024 r. doszło do ostrego sporu w czeskiej Izbie Poselskiej: posłowie opozycyjnych ugrupowań ANO i SPD – otwarcie sympatyzujących z lobby myśliwskim – zerwali obrady nad ustawą, żądając przerw i konsultacji, co skutecznie opóźniło procedowanie projektu. Działania te członkowie organizacji rolników nazwali wprost kontynuacją taktyki dawnej Partii Komunistycznej, która przez lata torpedowała próby reform łowiectwa w Czechach. Czas nagli, bo jeśli ustawa nie przejdzie w najbliższym okresie, może zabraknąć kadencji parlamentu na jej uchwalenie. Walka toczy się więc nie tylko o kształt przepisów, ale i o to, czy w ogóle uda się je wprowadzić.

Powyższy artykuł powstał w ramach projektu dofinansowanego z grantu realizowanego ze środków Unii Europejskiej w ramach projektu SPLOT WARTOŚCI. Program finansowany jest przez Unię Europejską. Wyrażone opinie i poglądy są wyłącznie poglądami autora (autorów) i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Ani Unia Europejska, ani organ przyznający finansowanie nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności.
